poniedziałek, 31 października 2011

BC Groan 23

Witam wszystkich pierwszolistopadowo :)
Jak widzicie, blog zyskał nowy wygląd - wszystko dzięki Kuroneko, której bardzo chcę w tym momencie podziękować. Kobieto, logo jest świetne! Najlepsze, jakie tutaj do tej pory było ;D

Daję Wam kolejny rozdział opery mydlanej, zwanej BCG ;D
Enjoy.

*
Naruto odwołał próbę. Ponoć garaż był przez weekend nie do dyspozycji. Sasuke przez moment zastanawiał się, czy blondyn rzeczywiście oczekuje, że on w to uwierzy, czy może ma to gdzieś. Oczywistym było, że ucieka od niego, i od tego, co zaszło między nimi w piątek.
Głupek.
Tak czy inaczej, w tym tygodniu, jako muzycy, byli skazani na bezczynność. Nie podobało mu się to. Nie w świetle jego planów dotyczących poleconego mu przez Itachiego klubu muzycznego o nazwie „Speedway” Na dodatek, jeśli Naruto teraz wyczyniał takie rzeczy, nie wiadomo, co może mu odstrzelić w przyszłości. Czy, na przykład, znowu nie wpadnie na wspaniały pomysł porzucenia zespołu. I, tym samym, jego.
Być może Uchiha powinien czuć się winny. W końcu to on wyszedł z inicjatywą. To nie miało być nic poważnego, ot, zabawa. Z Naruto rozumiał się bez słów, czemu więc nie popchnąć tej znajomości nieco dalej? Czy była tu mowa o wymianie obrączek, do cholery? Przecież nie. Z drugiej strony, czy rzeczywiście rozumieli się jeszcze bez słów? Sasuke miał wrażenie, że nie. Telepatyczna nić, która mogłaby ich zaprowadzić dalej, zniknęła, gdy tylko jej niezwykłość została dostrzeżona.
Nie potrafił czuć się winny. Coś takiego, jak wyrzuty sumienia były obce jego naturze. Po pierwsze, zawsze postępował tak, żeby niczego nie żałować. Po drugie, nawet, jeśli jakimś cudem odstąpił od tej reguły, dość szybko przechodził nad tym do porządku dziennego, w myśl powiedzenia, że co się stało, już się nie odstanie. Jeśli Naruto postanowi odejść, to jego wybór, prawda?
- Czemu tak się znęcasz nad tą kartką, braciszku?
Sasuke dopiero teraz spostrzegł, że od dobrej chwili ściska w pięści zmiętą kulkę papieru. Biedna, nie przeżyła jego rozmyślań, a przecież przed pięcioma minutami zapisał na niej fragment solówki. Stojący koło biurka mały, metalowy kosz błysnął zachęcająco światłem odbitym z lampki. Wyrzucił kartkę. Solówka i tak była do kitu.
Obok, na łóżku, rozpościerał swe szczupłe, długie ciało jego starszy brat i czytał jakiś zawiły i wiejący nudą kodeks prawny. Widząc, że Sasuke ocknął się z rozmyślań, uznał widocznie, że i on może uwolnić się od tej uciążliwej czynności. Zdjął okulary i z widoczną ulgą odłożył opasłe tomiszcze na stolik. Potem przeciągnął się, aż kości chrupnęły, i w tej samej sekundzie zapomniał o istnieniu Sasuke, zamknąwszy oczy. Wyglądał, jakby szykował się do drzemki. Młodszy Uchiha zerknął na niego przez ramię.
- Niedługo wracasz do Stanów? – raczej stwierdził, niż spytał.
- Tak.
Przez chwilę w pokoju panowała idealna cisza.
Itachi otworzył oczy.
- Gdybyś miał jakieś problemy z ojcem, od razu do mnie dzwoń – odezwał się.
To samo powiedział tuż przed tym, zanim pierwszy raz opuścił Japonię. Sasuke pamiętał, jak na lotnisku odciągnął go na stronę i szepnął do ucha te same słowa, wykorzystując, że ojciec zajęty był kupowaniem papierosów. Nigdy do niego nie zadzwonił. Obaj wiedzieli, że nie zrobi tego, nawet, gdyby było bardzo źle.
Itachi usmiechnął się gorzko.
- Musisz mnie bardzo nie lubić, prawda? – stwierdził. Tamten nie odezwał się, ale Itachi wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Nagle zmienił temat – Jak idą przygotowania do szturmu na Speedway? Dobrze?
Sasuke skinął głową twierdząco.
- Masz już cały materiał?
- Tak.
- Dopracowany do ostatniego szczegółu?
Sasuke nie odpowiedział, zirytowany formą, jaką przybierała ta konwersacja. Itachi, o dziwo, zaśmiał się na tę ignorancję, a następnie wstał i chwycił jego komórkę.
- Pożyczam – rzucił.
Sasuke nie zareagował. Jeśli Itachi chce gdzieś zadzwonić, to proszę bardzo. Byle nie do Stanów, bo to kosztuje horrendalne pieniądze. Ale nie, ze strzępków rozmowy wynikało, że dzwoni do jakiegoś znajomego w Japonii.
- Cześć. Uhm. Nie, jestem w Japonii. Ha ha, a wiesz, że chciałbym? Ale nie mogę. Słuchaj, dzwonię właściwie w sprawie mojego młodszego brata. – W tym momencie zaalarmowany Sasuke okręcił się na krześle o sto osiemdziesiat stopni i wlepił wzrok w plecy Itachiego – Ma do ciebie sprawę. Nie mógłby wpaść? Nie, nie, beze mnie. No wiem, że masz masę spraw na głowie, ale to nie potrwa długo. Uhm. W sobotę? Świetnie. Ucieszy się – teraz to Itachi odwrócił się twarzą do brata i mrugnął do niego porozumiewawczo – Uhm. Tak, może innym razem. Cześć.
Odjął komórkę od ucha. Sasuke wpatrywał się w niego, jakby chciał go zamordować.
- W sobotę jesteś umówiony z właścicielem Speedway. Wejdź od zaplecza, będzie na ciebie czekał. – przekazał mu Itachi, całkowicie ignorując rządzę mordu wypisaną na twarzy młodszego brata.
- Jak właściwie śmiałeś... – zaczął Sasuke podnosząc się z krzesła, ale Itachi nie dał mu dokończyć.
- Nie masz czasu na zabawę w ambicję. W honor też nie. Dałem ci szansę, więc ją wykorzystaj, braciszku.
- Nie przyszło ci do głowy, że sam umiem o siebie zadbać?
Itachi uśmiechnął się.
- Wiem, że umiesz.
Sasuke ze zdziwienia zamarł w połowie następnego, agresywnego zdania. Jeśli Itachi mówił to na poważnie, to znaczyło, że dostrzegł w Sasuke kogoś więcej, niż młodszego brata. W ten sposób zadawał kłam całej ich wspólnie stworzonej przeszłości, otwierając drzwi, za którymi leżało coś zupełnie nowego. Sasuke nie wiedział, jak zareagować. Nie wierzył, żeby Itachi tak szybko się zmienił. Za tym musiała kryć się jakaś sztuczka, po prostu musiała! Jego brat to manipulant i mistrz masek, na pewno zaraz uśmiechnie się kpiąco i powie coś, co przypomni Sasuke całą jego niedoskonałość.
Ale Itachi niczego takiego nie robił. Stał tylko spokojnie, pogrążony we własnych myślach. W pewnym momencie dotknął opartej o łóżko gitary; stała tam, bo Sasuke chciał ją mieć blisko podczas poprawiania solówek. Musnął końcami palców gryf i zaraz potem cofnął rękę nieśmiało, chowając ją za siebie z tłumionym westchnieniem.
I wtedy Sasuke przyszło mu do głowy straszne podejrzenie. Zawsze myślał, że Itachi wyjechał na Harvard i zostawił rodzinę, by podążać za własnymi marzeniami. Co jednak, jeśli marzenia Itachiego leżały gdzie indziej? Co, jeśli postanowił skończyć prawo na najlepszym uniwersytecie w Stanach nie dla siebie? Co, jeśli wyrzekł się marzeń, i zaczął studiować po to, aby zapewnić ojcu i bratu bezpieczeństwo i stabilność finansową?
Starszy Uchiha podniósł na niego poważne spojrzenie.
- To była ostatnia rzecz, jaką zrobiłem za twoimi plecami – powiedział – Nie zmarnuj tego.
I ostrożnie, jakby to był największy skarb na świecie, ujął gitarę i przekazał ją młodszemu bratu, tak, jak dawni lordowie przekazywali miecze zasłużonym wojownikom. Gdy zaś Sasuke przejął od niego instrument, uśmiechnął się, wziął swe opasłe tomiszcze i wyszedł do kuchni.

*

- Naprawdę twoja matka zrobiła z garażu salon? – zdziwił się Sai.
- Czemu od razu ‘zrobiła salon’? Po prostu gdzieś musieliśmy trzymać meble. Nie mogłem malować pokoju stojąc na telewizorze – wyjaśnił niechętnie Naruto.
- I tylko dlatego odwołałeś próbę? Mogliście przecież grać na stole. A perkusję rozstawić po wazonach – zaproponował wyraźnie ubawiony taką wizją Sai. Naruto rzucił mu ciężkie spojrzenie ale powstrzymał się od komentarza.
Siedzieli na stołówce, pośród gwarnej tłuszczy wygłodniałych licealistów, korzystających z trwającej właśnie przerwy obiadowej. Sai nie spiesząc się kończył sashimi, podczas gdy Naruto grzebał pałeczkami w porcji smażonego mięsa.
- Zjadłbym ramen – westchnął.
- A tu cię matka pokarała wołowiną – skomentował Sai – Jedz, nie grymaś. Powiedz lepiej, czy wasz co-to-nie-ja szef zespołu nie obraził się za odwołanie próby.
Na wzmiankę o Sasuke Naruto spiął się lekko.
- Nie wiem, nie odpisał. Zresztą...
Sai kątem oka obserwował, jak jego towarzysz zaprzestaje grzebania w drugim śniadaniu i odchyla się na oparcie krzesła.
- Zresztą?
- Mało mnie to obchodzi – dokończył Naruto z niewyraźną miną.
Być może nie powinno, ale to wyraźnie ucieszyło Saia. Wszelkie niesnaski między Naruto a zespołem, a dokładniej mówiąc, basistą, witał z otwartymi ramionami. Teraz też z uśmiechem pomachał Naruto pałeczkami przed nosem, żeby zwrócić jego uwagę.
- Zawsze możesz występować solo. Uzumaki solista! To nawet brzmi dobrze. Ja będę twoim menedżerem, zobaczysz, będziesz mieć roboty pod sufit – dokończył, przełykając ostatni kęs drugiego śniadania.
- Tak, a pod koniec każdego koncertu i tak zawsze będę myślał o tym, jak kiedyś rzuciłem zespół, bo całowałem się z liderem. – mruknął Naruto.
- Co?
- Nic, nic. – przeciągnął się i w tym momencie zabrzęczała zostawiona na stole komórka. Zanim Naruto zareagować, Sai złapał jego telefon i zerknął na wyświetlacz. Momentalnie zmieniła mu się mina.
- Niech to... – zaczął, ale w tym samym momencie Naruto wyrwał mu komórkę.
- Zmień nawyki – rzucił nieprzyjaźnie – i nie dobieraj się do cudzych telefonów.
Sai nie odpowiedział, ale Naruto nie zdążył zauważyć, że przyjaciel nie zachowuje się już tak beztrosko, jak przed chwilą, bo sam właśnie stanął twarzą w twarz z demonem trawiącym go od pamiętnego piątkowego wieczoru.
Dzwonił Sasuke.
Przez głowę Naruto przebiegło naraz tysiąc myśli. Czego chciał? Dlaczego dzwonił, a nie zwyczajnie przysłał sms-a? Chodziło o zespół, czy...?
Naruto zawahał się lekko, ale w końcu nacisnął klawisz odbierający połączenie i podniósł komórkę do ucha.
- Co?
Po chwili usłyszał znajomy, niski głos Sasuke i mimo woli coś mu podskoczyło w żołądku.
- ‘Cześć’ byłoby lepsze – odpowiedział Uchiha
Uzumaki skrzywił się lekko. Nie rozmawiali nawet przez pięć sekund, a już dostał pouczenie? Mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.
– Naruto, chcę z tobą pogadać o przyszłej sobocie – Sasuke nie czekał, aż blondyn stanie się rozmowniejszy - Masz pięć minut?
Naruto odetchnął niezauważalnie. Więc chodziło o próbę. No tak, mógł się domyślić, że Sasuke nie poruszy przez telefon tematu, który jego samego dręczył od pewnego czasu.
Zaczął się przepychać w stronę wyjścia, żeby mogli porozmawiać bez stołówkowego hałasu w tle.
- Wal, mam. – rzucił, dobrnąwszy wreszcie do drzwi, gdzie było ciszej. - To znaczy mów, mam! – Ugryzł się w język i przeklął w myślach nie chcąc, żeby Sasuke ‘walenie’ skojarzyło się z czynnością inną niż ‘mówienie’ i, co gorsza, żeby nie odebrał tego jako zachęty. Teraz, gdy Naruto się poprawił, nie powinien, prawda?
W słuchawce przez chwilę panowało milczenie.
- Niech to kurwa – szepnął Naruto, gdy już nabrał pewności, że swoim poprawianiem się tylko naprowadził Sasuke na właściwy trop.
- O tym możemy porozmawiać kiedy indziej – głos Sasuke był zimny i rzeczowy. – Teraz mam coś innego do przedyskutowania. Mój brat załatwił spotkanie z właścicielem klubu muzycznego. Zamierzam pójść tam w sobotę i zaproponować koncert.
Naruto zatkało. Nie przesłyszał się? Mieliby grać koncert w prawdziwym klubie?
- Co na to powiesz?
- Yyy.
- Zgadzasz się?
- Ch... chyba tak – to głupie, ale perspektywa zrobienia kroku ku profesjonalnemu graniu naprawdę go przytłoczyła. Może po prostu się tego nie spodziewał? Może myślał, że nigdy nie wyjdą, jako zespół, poza sferę marzeń?
- Dobrze. Chciałem pójść tam sam, ale brat przekonał mnie, że dobrze by było od razu zaprezentować cały zespół. Bądź tam na trzecią, dobra? Chouji i Sakura też przyjdą, do Gaary jeszcze zadzwonię. Ja przyjdę do klubu trochę wcześniej i porozmawiam z właścicielem. Prześlę ci adres.
- Okej – mógł tylko idiotycznie potakiwać. Nie przychodziło mu do głowy nic mądrzejszego, poza tym, trudno było wpaść Sasuke w słowo, gdy wszystkim, co przekazywał Naruto, były suche informacje noszące niewidzialny płaszcz rozkazu. Zagryzł wargi, czekając, co jeszcze usłyszy.
Ale Sasuke pożegnał się krótko i na tym skończyła się rozmowa. Gdy Uzumaki odjął telefon od ucha, rozmyślając nad tym, co usłyszał, zauważył Saia. Jego przyjaciel stał obok, w tle mając stołówkę. Trzymał ich plecaki i nie wyglądał na zadowolonego.
- Czego chciał? – spytał bez ogródek.
Naruto trochę się nie spodobał ton Saia. Artysta zachowywał się czasem tak, jakby był zazdrosny o swoją pozycję. Jakby miało to jakieś znaczenie, doprawdy.
- Idę z tobą – zdecydował Sai, gdy Naruto streścił mu mniej więcej przebieg rozmowy – Umówiliśmy się, że jestem twoim menedżerem, nie?
- Tak, ale ciągle gram w zespole – mruknął Naruto.
- Nie szkodzi. Mogę być menedżerem zespołu.
- O tym gadaj z Sasuke – dziwnie się poczuł, wypowiadając jego imię. W rozmowach między nim i Saiem zwykle padały określenia ‘lider’, ‘basista’, ‘skejt’, ‘mistrzunio’ i szereg innych, zmieniających postać zależnie od humoru Saia.
- Tak czy inaczej, idę – oznajmił jego przyjaciel.
Naruto nie znalazł argumentów przeciwko temu pomysłowi.

*
Sobota nadeszła szybko. Dni mijały Sasuke na nauce, odwiedzinach u ojca w szpitalu i dopracowywaniu utworów BC Groan, i zanim się obejrzał, już musiał wychodzić na wyczekiwane spotkanie ze znajomym Itachiego, właścicielem klubu Speedway, słynącym z promowania młodych talentów.
Klub mieścił się w dolnym Harajuku. Gdy dotarł na miejsce, przywitał go niski, betonowy budynek, leżący w niewielkiej odległości od słynnego mostu Jingu Bashi. Kierując się wskazówkami brata, ominął główną bramę i skierował się na tył budynku. Tam szybko odnalazł wejście dla pracowników. Przy drzwiach zainstalowany był zwykły dzwonek – nacisnął go dwa razy, tak, jak umówił się z nim właściciel klubu.
Cały czas zastanawiał się, jaką osobą właściwie jest ten cały znajomy Itachiego. Miłośnik metalu z włosami do pasa? Imprezowicz? Niespełniony rockmen?
Drzwi otworzyły się.
Przywitała go para chłodnych, bladoniebieskich oczu i szelest obcisłej bluzki ze skóry imitującej skórę węża. Fala zniecierpliwienia, wymieszana z ogromnym poczuciem wyższości właściciela tychże, chlusnęła w Sasuke jak lodowata woda. Zrozumiał, że nie ma przed sobą miłośnika muzyki. Właściciel klubu reprezentował najgorszy typ z możliwych – młodego, zadufanego w sobie zarobkowicza.
- Witam. Byliśmy umówieni – przywitał się Sasuke, starając się nie uprzedzać od razu tylko i wyłącznie na podstawie pierwszego wrażenia.
- Cześć – Jego rozmówca przekrzywił głowę, taksując go wzrokiem – To ty jesteś bratem Itachiego? Właź, nie stój na zimnie, bo sobie klejnoty odmrozisz.
I nie czekając na reakcję gościa, zawrócił w głąb ciemnego, klubowego korytarza. Chęć nie uprzedzania się diabli wzięli. Sasuke mógł tylko w myślach pogratulować bratu umiejętności dobierania przyjaciół. Korciło go, żeby powiedzieć coś w podobnym tonie, ale nie odezwał się. Za wiele od tego zależało.
Podążył więc za facetem, ze wszystkich swych sił starając się sprawiać wrażenie nie obrażonego. Wszystkie jego siły okazały się być jednak niewystarczające, w efekcie czego sunął korytarzem jak duch i uśmiechał się przy tym jak rekin. Dobrze, że arogancki właściciel klubu szedł przodem i nie zawracał sobie głowy rzucaniem spojrzeń do tyłu.
- Nie widziałem Itachiego od dawna – paplał – Dalej nosi długie włosy? Słyszałem, że wyjechał z Japonii, ale żeby Harvard? Gość jest niezły, nie ma co. Na gitarze też grał bosko. Kiedyś nawet, w trzeciej klasie...
Sasuke wyłączył się z tej gadaniny już po pierwszym zdaniu. Pomyślał, że ten facet powinien czasem porozmawiać sam ze sobą. Ciekawe, kto by kogo wtedy przegadał.
Zatrzymali się przy półotwartych drzwiach do jakiegoś magazynu.
- Wieczorem mamy koncert, więc cholernie nie mam dla ciebie czasu – Gospodarz uchylił drzwi nieco szerzej, i Sasuke zobaczył, że to nie magazyn, a zarzucona kwadrylionem śmieci oficynka, coś w rodzaju biura – Jeśli chcesz, mozesz przyjść. Wiem, jesteś niepełnoletni – uniósł rękę w geście, że nie chce wylewnych podziękowań – ale tak długo, jak długo nie będziesz pić alkoholu w moim klubie, wszystko będzie ok. Zgoda?
- Nie przyszedłem prosić o wejściówkę – Sasuke nie przyznałby się do tego, ale był już mocno poirytowany zachowaniem tego bubka – Wiem, że klub szuka młodych zespołów i organizuje koncerty promujące te lepsze. Tego właśnie chcę. Koncertu. Dla mojego zespołu.
Arogancki właściciel klubu, zdziwiony tak, jakby przemówiło do niego krzesło i poprosiło go o kanapkę, zamarł w połowie sięgnięcia po jakieś leżące na biurku papiery. Sasuke poczuł lekkie ukłucie satysfakcji na myśl, że przeszkodził temu dupkowi w czymkolwiek.
- To akurat może nie być takie łatwe, jak sądzisz – Mężczyzna wyprostował się i potarł podbródek w lekkim zamyśleniu – Po pierwsze, klub promuje muzyków, którzy zakończyli edukację. Nie chcemy, żeby szczuły nas zrozpaczone matki, „bo synek się nie uczy”. Jasne?
- Z tym akurat nie będzie problemu – Sasuke uśmiechnął się, tym razem jak wściekły pies – Nie mam matki.
Informacja ta nie zrobiła na właścicielu klubu żadnego wrażenia.
- Ale ciągle masz tylko siedemnaście lat.
- Cały mój zespół kończy w tym roku szkołę. – Sasuke patrzył rozmówcy prosto w oczy.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Taaak – Właściciel klubu podrapał się w kark – Nawet gdybym się zgodził, ciągle jest jeszcze „po drugie”. Ale żebym w ogóle się zgodził, musielibyście być zajebiści.
Sasuke nawet nie drgnął.
- Jak brzmi „po drugie”?
W tym momencie właściciel klubu uśmiechnął się przebiegle.
- Znam Itachiego od dawna i wiem, że umie grać. Ale on to on. Nikt nie dostanie się na moją scenę dzięki znajomościom.
Cisza, która zapadła, była więcej niż wymowna. Padł zarzut i jednocześnie wyzwanie. Sasuke, jako adresat obu, nie mógł tak tego zostawić.
- Jestem do twojej dyspozycji, w każdej chwili.
- Interesujące – Uśmiech właściciela klubu stał się jeszcze bardziej kpiący – Na czym grasz? Klasyk? Elektryk? Bas?
Sasuke potwierdzał z każdą padającą nazwą instrumentu. Był poważny. W przeciwieństwie do przyjaciela Itachiego.
- To masz pecha. Nie mam tu żadnych gitar. Trzeba było przynieść swoją.
- Zagram też na perkusji.
- O. Serio? – Właściciel klubu wyraźnie się zgrywał, nie chcąc pozwolić Sasuke na grę. Może bał się dać szansę komuś, kto był jeszcze uczniem, a może naprawdę nie wierzył w to, że Sasuke może być lepszy od brata. Ale nie mógł robić uników w nieskończoność. I rzeczywiście.
- Szefie, zespół przyjechał. Pozwolić im się rozstawić na dużej scenie? – Jakiś zadyszany pracownik pojawił się w progu. Na widok obcego chłopaka i bynajmniej nie przychylnego wzroku swojego szefa, zrozumiał, że przeszkodził w rozmowie i ugryzł się w język, jednak za późno.
Teraz to Sasuke uśmiechnął się kpiąco, a na widok tego uśmiechu właściciel klubu już wiedział, że chłopak, którego ma przed sobą, nie tylko zawsze zauważa wszelkie możliwości otwierające mu drogę do celu, ale też nie waha się ich wykorzystywać. Przeklął w duchu. Wiedział, jaka możliwość właśnie otworzyła się przed chłopakiem i czekał już tylko, aż padnie bezczelnie niewinne pytanie. Padło.
- Skoro zespół przyjechał, to może pożyczymy gitarę od nich?
*
W ten oto sposób dziesięć minut później Sasuke znalazł się na tak zwanej małej scenie, czyli w tej części klubu, gdzie miały miejsce mniej znaczące koncerty, nie wymagające miejsca dla dużej publiczności. Sprawdzał nastrojenie pożyczonego przed chwilą elektryka. Był to Fender Telecaster, gitara w pełni zasługująca na miano profesjonalnej. Ostatni raz widywał tego typu sprzęt, gdy ojciec grał jeszcze w zespole. Całe wieki temu.
Gdzieś z boku tłoczył się zaciekawiony obcy zespół, trójka mężczyzn w wieku studenckim. Dokładnie na przeciwko Sasuke zaś, na niskim krześle barowym, rozpierał się właściciel klubu, całą swą osobą wyrażając, jak bardzo wolałby zająć się teraz czymkolwiek innym.
Sasuke sprawdził jeszcze ustawienia wzmacniacza, przełożył pasek od gitary przez ramię i usiadł na ustawionym w centralnym miejscu sceny krześle.
- A, a, a! – właściciel baru natychmiast pogroził mu palcem, jak nieposłusznemu dziecku – A głosu użyć to nie łaska? Sadamoto, przysuń mu mikrofon.
Kręcący się gdzieś w tle szary pracownik natychmiast ruszył spełnić polecenie. Sasuke potrzebował krótkiej chwili, żeby przyjąć do wiadomości, w co właściciel klubu chce go wrobić.
- Nie jestem wokalistą.
- To na krótką chwilę będziesz – Mężczyzna przesłonił usta w markowanym ziewnięciu – Zwłaszcza, jeśli ci zależy na koncercie. W grę wchodzi tylko oryginalny repertuar, rozumiemy się?
Oczy Sasuke przewiercały go na wskroś.
- Rozumiemy się? – powtórzył więc z naciskiem.
Stojący z boku obcy zespół poruszył się lekko, zaczęli szeptać między sobą. Młody Uchiha, zdawał sobie sprawę, o czym szeptają, i w co pogrywa ten facet. Wiedział, że nie znając nawet jego umiejętności, chce go pogrążyć na starcie, najlepiej przed publicznością, żeby, wystawiony na pośmiewisko już nigdy nie wrócił do jego klubu.
Dotknął unieruchomionego na stojaku mikrofonu. Lekki odgłos, zwielokrotniony przez głośniki, odbił się od kątów pomieszczenia. Uśmiech na twarzy właściciela klubu poszerzył się.
I wtedy Sasuke zdecydowanym ruchem przyciągnął mikrofon do ust.
Gest ten zbił z pantałyku właściciela klubu. Nie tego się spodziewał. Myślał, że skonfundowany siedemnastolatek położy uszy po sobie i podziękuje za występ. Nic z tych rzeczy.
Ów siedemnastolatek, tak samo dumny i niezależny, jak podczas rozmowy w biurze, siedział teraz przed nim, a w kąciku warg czaiła mu się kpina. Było w tym chłopaku coś niesamowitego, jakaś niezłomna wola i pewność tego, że osiągnie cel, bez względu na przeszkody. I oto nagle postawiony przed nim właściciel, mimo doświadczenia i wieku, mimo tego, że był we własnym klubie i w otoczeniu własnych ludzi, poczuł się niepewnie. Nerwowo zaplótł palce.
Sasuke zaś przeniósł uwagę na to, co miał zagrać. Tylko oryginalny repertuar, to oczywiste i zrozumiałe. Miał więc właśnie dać popis nie tylko swoich umiejętności gry, ale także komponowania. Tylko, że z jedną gitarą wiele nie zademonstruje... Wybór brzmiał: albo solówka, albo rytm. Solówka dawała możliwość popisu muzycznego, ale nie wokalnego. Śpiewanie pod rytm zaś w odczuciu Sasuke było po prostu nudne. Żadna z tych opcji nie była dobra, ale nie ma co narzekać, trzeba szybko zdecydować i przygotować się do gry.
Chyba, że...
Istniała jeszcze jedna opcja. Rozwiązanie o tyle dobre, że solówkę można było gładko połączyć z partią gitary rytmicznej, jeśli umiało się odpowiednio szybko we właściwych momentach wyciszać struny.
Hollow. Albo drugi utwór. Ten, nad którym pracował po wyjściu Naruto.
Palce Sasuke bezwiednie ułożyły się na dziewiątym progu. Pamiętał każdy akord, każdą sekwencję i słowo. Pamiętał myśli, które go ogarniały, kiedy pisał ten utwór.
Czemu nie?
Chcesz sprzedać ludziom czyjeś uczucia, ty obrzydliwy, pewny siebie, muzyczny ignorancie? – pomyślał. Proszę bardzo. Teraz masz okazję. Tylko słuchaj uważnie, tak, żebyś odróżnił prawdę od tandety i docenił szansę, którą dał ci los.
Podniósł głowę i spojrzał jeszcze raz w oczy właścicielowi klubu.
A potem wstał, krzesło ze zgrzytem pojechało do tyłu, a on przysunął twarz do mikrofonu i przyłożył palce do strun.

*

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Łaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!! Proszę Państwa co ja widzę! Cud! Feniks odrodził się z popiołów! I to jakim wielkim płomieniem!!! *odprawia taniec Hula*
Opłacało się jęczenie nad uchem, durczenie w smsach i dzwonienie łańcuchami ^__^ Normalnie jestem tak rozentuzjazmowana, że chyba nie napiszę niczego konstruktywnego. Może tylko tyle, że Naruto stchórzył (ej, no ogarnij się chłopcze wreszcie, bo się Sasek rozmyśli i dopiero będziesz płakał). Itachi pokazał swoją lepszą twarz, a Sasuke dał po garach zarozumiałemu właścicielowi klubu.
Aniołowie miejscie w opiece aliena i niech jej wena wiekuista nad głową świeci ; D
:*
P.S. Co do logo. Nie ma za co. I nie pierdziel głupot, bo klapką na muchy dostaniesz :P
~`Kuroneko

Do_ris pisze...

Jak miło, nareszcie się doczekałam!!! I - oczywiście - już nie mogę doczekać się na ciąg dalszy. Hmm, może jednak Itaś nie jest aż takim dupkiem, jak mogłoby się wydawać... Mam nadzieję, że Sai nie popsuje niczego między Naruto i Sasuke.
Aha, czemu zamiast 22 rozdziału wyświetla się 23?
Pozdrawiam

Kazu pisze...

Jeeezzzuuu!!! Rozdział zabójczy! Sasuke nie dał się zmieszać z błotem i teraz da czadu! Nagłówek również świetny... brawa dla wykonawcy :]
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział (mam nadzieję, że dodasz go niedługo) i na reakcję właściciela klubu i tamtego zespołu na grę Sasuke... ach.... teraz spać spokojnie nie będe mogła :P
Weny!

ikuko pisze...

O cholercia, ale niespodzianka cudowna : D już nie mogłam doczekać się kolejnych rozdziałów. Kochana, jak zwykle swietnie! : )

Anonimowy pisze...

Uaaaaaaaaaaaaaa ~
Czekanie na kolejną część było po prostu najgorsza udręką na świecie !!
x________X
Dzien w dzien, patrzyłam i nic, a tu nagle JEST ! <33333333333
Maaaaaaaaasakra. doszłam xD
A co za piosenkę zaśpiewa? co? co? co?
<3333333
Mi.

Anonimowy pisze...

Jestem w siódmym niebie, czuję się jak łasuch zamknięty w sklepie z czekoladą... Dzięki i teraz będziemy czekać na ciąg dalszy... Mam tylko prośbę: nie każ nam długo czekać... Jesteśmy na głodzie...
Pzdr i życze weny...
maxiii

Daimon pisze...

Alienku Ty mój! Z jednej strony biegnę Cię uściskać, a z drugiej udusić. Nadal nie wiem co to za kawałek! AAA!!! Oj przeciągasz sytuację i dozujesz nam po trochu emocje. Zwariuję normalnie przez Ciebie. No dobrze, ale póki co biegnę Cię uściskać. Nawet nie wiesz, jak usychałam za Twoimi chłopcami. I nagle, w porze ciężkiego kryzysu objawiasz się jako ten Anioł Zbawienia dla umartwionej duszy.
No ale przejdźmy do tekstu. Mam ochotę złapać Naruto za kudły i trzepnąć parę razy o kolano. Głową oczywiście i o jego kolano, co będę sobie niszczyła swoje. Najpierw opowiada o sobie, sam wychodzi z inicjatywą, potem ucieka spłoszony i milczy. Ech! Mam nadzieję, że wejdzie akurat na moment, jak Sasuke będzie śpiewał utwór i zrozumie kilka kwestii *wali głową w ścianę i mamrocze pod nosem: co to za piosenka?*
Itaś, no wiedziałam, że miał jakiś powód, żeby porzucić gitarę i muzykę. Ciekawe czy skusi się kiedyś na zagranie z bratem. Ciekawe też czy będzie na tyle długo, żeby zobaczyć koncert brata. Może w końcu zacznie go doceniać i dojrzy w nim dorosłego i odpowiedzialnego faceta.
A sam Sasuke, cóż: chłopie, miej jeszcze cierpliwość dla tego blond młotka ;) Poza tym bardzo mi się podobała rozmowa w klubie. No to jest nasz Sasek :) Nie da się jakiemuś tam glusiowi. Jest powiedzenie "Nie kłóć się z idiotą, bo sprowadzi Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem". Tu można powiedzieć, że Sasuke jest w swoim żywiole. Jest królem sarkazmu i cynizmu, który potrafi wyrażać nawet gestem i wzrokiem (tylko Severus mógłby pójść z nim w szranki. Swoją drogą ciekawe kto by wygrał ;) ) i widać, że wygrał swój moment. Panie właścicielu, pan schowa pazurki, bo został pan pokonany ;D
I jeszcze Sai, no jestem ciekawa, co powie/pomyśli Sasuke, jak zobaczy go u boku Naruto, hłehłe.
Alienku, szczęście Ty moje. Ja mam nadzieję, że odezwiesz się tym razem wcześniej, bo ciekawość o ten utwór mnie zeżre. Niech wen będzie z Tobą, a co najważniejsze czas również.
Ściskam Cię mocno :*
Daimon

Daimon pisze...

Ciołek jestem! No oczywiście, że strona pięknie wygląda :D

Billy B-Joe pisze...

Wow, końcówka powalająca. Tak mnie nastroiłaś, że siedzę na skraju mojego obrotowego krzesła i klawiatura wbija mi się w brzuch. Opis Sasuke, gdy zabiera się do grrrania jest... umiejętnie spowolniony, cholera, lubię to! I tak czytam i czytam i cigle mam nadzieję, że w poowie jego występu wejdzie Naruto i razem skończą ten utwór. Zaprezentują się, tak wiesz, odjazdowo. Aż nie mogę się nie śmiać gdy o tym myślę.
A NAruto mógłby się w końcu spiąć w sobie i COŚ zrobić. Nie wiem co, ale wiem po co. No bo Sasuke w końcu powie "nie pozwalam, nie ma zgody" i wtedy blondynek zostanie na lodzie. chociaż jakby mial potem o Uchihę walczyć... Też kjusząca wizja.
A nagłówek jest fajowy. Sasuke jest taki luzak! I ta gitarra... KuroKocie, dobra robota. Jestem pod wrażeniem.

Oby następny rozdział był szybko, bo juz nie moge się doczekać. Zniknęłaś nam na taki szmat czasu i co? Teraz taki, jak to się mówi? Powrót smoka? Nie, już wiem. Wejście smoka! Powrót króla...

Billy

Anonimowy pisze...

O Jeżu, o Jeżu, o Jeżu, o Jeżu .! Ja nie mogę .! Wróciłaś .! ... Mam nadzieję, że znowu nie zrobisz sobie trzy miesięcznej przerwy *mruczy pod nosem* ^^
Nooo .! Jak można przerwać w takim momencie .?! Co do piosenki jaką będzie śpiewać Sasek to sądzę, że to Hollow (dobrze myślę.? jeżeli nie to ja przestanę myśleć, obiecuję ^^)
Co ten Sai kombinuje *mruży oczy*... Już wiem .! On popchnie Naruto na Sasuke i wtedy będą musieli pogadać (ja to mam łep ^^)
Oj... Itachi nie mógł grać, dlaczego .?
Tak sobie myślę (tak, wiem co za dużo to niezdrowo ;P), że Itaś pomógł Sasusiowi bo może chce by chociaż brat spełnił swoje marzenia
jako muzyk *drapie się po brodzie* albo po prostu miał dzień dobroci dla zwierząt xD
Stronka oczywiście, że piękna. Brawo dla Kuroneko (szacunek kobieto, bo ja jak zmienię tapetę na laptopie to jestem z siebie dumna ^^")
Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać na 24 część znowu 3 miesiące, ale nawet gdybyś nie dodawała od roku to ja i tak bym czekała ;)
Pozdrawiam i Wena życzę ;*
Sachiko

Anonimowy pisze...

Uuuuuła... Myślałam, że już po blogu... Dobrze, że nie! Ani słowa więcej nie napiszę do puki nie zobaczę 24 rozdziału. >x<
Anemic

ps.:Straszna kara nie? ;)

.Damessa! pisze...

Sasuke w solówce?! ^.^ Jeahh!! Ale czemu przy takiej małej publiczności. Trzeba to uwiecznić. Zaskakujące i jeszcze to malowanie O.o haha i te podteksty. Zastanawiam się czym zaimponujesz w kolejnych rozdziałach.